Znaleźliśmy się w tym czasie na gościnnej ziemi brytyjskiej – jako sprzymierzeni u boku sprzymierzeńca. Dysproporcja liczbowa oficerów i szeregowych , brak sprzętu, wstrząs po upadku Francji, niedostateczne przygotowanie Wielkiej Brytanii do wojny, gorączkowość planowań…
Pełni zrozumienia wagi chwili, byliśmy skazani na życie pod namiotami w Szkocji. Przyszedł tak pamiętny dla nas czas wyczekiwania. (…) Szła jesień. I właśnie tej jesieni, w końcu września, setki oficerów z Broughton, Crawford i innych, znalazło możliwość zaciągnięcia się ochotniczo do organizujących się pociągów pancernych.
OBÓZ „ZA RZECZKĄ”
Niezwykły ruch zapanował tego ranka wśród namiotów, w kwaterze kawalerzystów, piechurów, artylerzystów, saperów. Jeden ciągnął wózek, wypożyczony z nieocenionej „Ymci”, wyładowany stosem desek, które miały naśladować łóżka i stoły, inny dźwigał worki żołnierskie, jeszcze inny – skrzynie o tajemniczem, dla niego tylko wiadomem przeznaczeniu, karabiny i sprzęt wojskowy, słowem wszystko co potrzebne i niepotrzebne do życia w obozie pod gołem szkockiem niebem. (…) Przed południem stanęło już kilka namiotów i – na środku zielonej polanki – drąg z tabliczką, na której wypisano atramentem w dość fantazyjny sposób: „Dowództwo Pociągów Pancernych”.
W ZWARTYM ODDZIALE
W kilka dni później nowy obóz „pancerniaków”, do którego ciągle jeszcze z różnych stron Szkocji napływali oficerowie, na tyle już zorganizowano, że każda załoga „rozbudowała się” w wyznaczonym rejonie, posiadając własne miejsca zbiórek i wyznaczone namioty; rozpoczęto w nich wykłady z zakresu kolejnictwa, minowania torów, sygnalizacji itp. Na praktyczne zajęcia załogi maszerowały w zwartym szyku w stronę miejscowej stacji kolejowej, gdzie wiele godzin minęło na budowie, naprawie i niszczeniu torów (…)
JEDZIEMY DO ANGLII
Z zazdrością spoglądaliśmy poprzez uchylone płachty namiotów, gdy któregoś ranka, diabelnie wcześnie, jeszcze o zmroku, pierwsze trzy załogi ładowały swój bagaż na ciężarówki, oświetlone blaskiem ognia, który walcząc z przedziwną szkocką wilgocią pożerał z wolna resztki „mebli” i nie nadające się do przewożenia rupiecie. Odjechali.
Ale i na resztę kolejarzy przyszła kolej. Stosownie do rozkazu, cały obóz pociągów pancernych przeniesiony został do Dunfermline, gdzie oczekiwał nas komfort prawdziwego dachu nad głową i murowane ściany. Oczywiście też, zamiast broughońskiej rzeczki – umywalnie z bieżącą wodą i innemi niezbędnemi przyległościami, centralne ogrzewanie i prawdziwe elektryczne światło! Dudniło i huczało w wielkiej Sali Glainu, który był nową kwaterą przeszło dwustu oficerów. Dalsze szkolenie nie miało już trwać długo. Wszystko wskazywało, łącznie z wizytą gen. Kukiela, dowódcy wojsk polskich w Szkocji, że i nasz wyjazd już się zbliża.
Rzeczywiście, po kilku dniach załogi I dywizjonu nocą załadowały się na pociąg, aby nad rankiem wysiąść w trzech różnych hrabstwach wschodniej Anglii: załoga pociągu pancernego „G” w Norfolk, „C” – w Suffolk, „E” – w Kent. Były to pierwsze polskie załogi pociągów pancernych na ziemi angielskiej. Poprzednie załogi, które wyjechały jeszcze z Broughton, znalazły się w Szkocji. Załogi pociągów pancernych „J” Warszawa, „K” Wilno i „L” Kraków – odpowiednio w hrabstwach Aberdeen, Stirling i East Lothian.
Obóz w Dunfermline, jako ośrodek szkolący, przetrwał do drugiej połowy kwietnia 1941 roku, wysyłając załogi pociągów pancernych „M”, „B” i „H” (III dywizjon) do hrabstw Northumberland i Kent, a w końcu lutego 1941 r., jako ostatnie z dwunastu, załogi pociągów pancernych „A”, „F” i „D” (II dywizjon) do hrabstwa Devon i Cornwall.
NA POSTERUNKU
Na nowych miejscach postoju, załogi zakwaterowano zależnie od warunków, w hotelach, pensjonatach, w hallach itp. Po krótkim okresie praktycznego zapoznania się ze sprzętem i po współnem odbyciu patroli z załogami angielskimi, załogi nasze, z wyjątkiem technicznej obsługi parowozów, przejęły całkowicie służbę w pociągach.
Społeczeństwo miejscowe z niedowierzaniem patrzyło na naszych oficerów, pełniących służbę szeregowych.(…)
ACTION STATIONS
Pamiętamy dobrze atmosferę z lat 1940 i 1941, kiedy o każdej porze dnia i nocy Wyspy Brytyjskie oczekiwały najazdu niemieckiego. Wszystko wskazywało na to, że jest on nieunikniony. Instrukcje alarmowe leżały na stołach kancelaryj pociągów, oficerowie inspekcyjni i warty w 24-godzinnej służbie nie opuszczały telefonów, wypatrywały nocą na niebie, czy gdzieś nie ukaże się rakieta, sygnalizująca rozpoczęcia akcji.
Załoga, podzielona na dwa rzuty, czuwała, zdolna na wypadek alarmu obsadzić pociąg w czasie kilku minut i stanąć do walki. Byliśmy dumni, że podczas najazdu będziemy pierwszemi oddziałami polskiemi – poza marynarką i lotnictwem – które wejdą do akcji.
PRZECHODZIMY NA CZOŁGI
Groźba najazdu z wolna malała i w miarę tego pociąg pancerny, jako czynnik obrony, tracił swe taktyczne znaczenie. Załogi, trzymane dotąd w gotowości bojowej, przechodziły na tryb życia garnizonowego. Inspektor pociągów pancernych, którego wielką zasługą było skierowanie szkolenia motorowego na właściwe i planowe tory – przesunął punkt zainteresowań w tym właśnie kierunku. Pociąg pancerny zszedł w ten sposób niejako na drugi plan, a jego załoga miała stać się odtąd kadrą szkolącą i specjalizującą przyszłych oficerów broni pancernej.
Zadanie niełatwe i wymagające długiego czasu.. Motocykl, samochód osobowy i ciężarowy, samochód pancerny, czołg we wszystkich odmianach – oto poszczególne rozdziały tej mozolnej pracy, którą teraz podjęto. Staże w pułkach brytyjskich, a z biegiem czasu kursy w angielskich szkołach wojskowych i praktyka w warsztatach, umożliwiły naszym oficerom pogłębienie wiadomości i zapoznanie się z brytyjskim wyszkoleniem i brytyjską taktyka pancerną.(…)